„Peppa jest
różowa...
tak, jak
ja.”
Kiedy Emi miała 2 lata
zastanawiałam się jak odpowiedzieć na jej pytania na tematy związane z rasą.
Dziecko potrafi czasem zaskoczyć swoimi pytaniami, a ja chciałam się dobrze
przygotować, bo to zagadnienie wydaje mi się bardzo trudne i niezbyt wesołe jak
do dyskusji z takim maleństwem. Nie chciałam powiedzieć czegoś źle J a poza tym wiadomo jaki
jest to temat...
Postanowiłam
nie zaczynać tematu dopóki sama z nim do mnie przyjdzie. Postanowiłam też
czekać i obserwować. Tematu ras prędzej czy później nie da się uniknąć, ale w
pewnych sytuacjach i w określonym wieku dziecka może być łatwiej. „Jeśli nie
zauważa różnicy w kolorze skóry dzieci, na pewno ją zauważy i będzie pytać
teraz-” pomyślałam kiedy zaczęła uczęszczać na zajęcia dla dzieci przy
przedszkolu międzynarodowym i zróżnicowanie koloru skóry dzieci nie było nie do
zauważenia. Ku mojemu zdumieniu, Emi nie zapytała. Nie wiedziałam co o tym
myśleć, bo ona przecież ciągle o wszystko pyta. Jeśli nie pyta, tematu nie ma.
Czyli myśląc logicznie, dziecko, które widzi zróżnicowanie rasowe ludzi na co
dzień nie pyta, bo wie, że tak po prostu jest. Zaczęłam się wstydzić, że nawet
przyszło mi na myśl, że będzie o coś takiego jak kolor skóry pytać. Ot, nasza,
dorosłych percepcja świata.
„Ciekawe czy teraz będzie o
coś pytać w tym temacie”- pomyślałam,
kiedy wyjeżdżaliśmy do Stanów, a ona miała już prawie 3 lata i chętnie
prowadziła długie konwersacje na temat wydawało mi się, wszystkiego. Nie,
tematu koloru skóry nie poruszyła.
Poddałam się, a właściwie
ucieszyłam, bo to jednoznacznie pokazało mi, że dzieci rasistami na pewno się
nie rodzą, a temat koloru skóry to po prostu jak temat koloru upierzenia
ptaków: jedne są takie, a inne są inne i tak po prostu jest. Chociaż… a, z
resztą, zapomniałam o temacie.
Wtem, pewnego dnia w
autobusie siedzimy sobie wygodnie, a tu wsiada piękna pani ciemnej karnacji, od
której ciężko oderwać oczy ze względu na wyjątkową urodę. A Emi na to „pani ma
ciemną buzię.” „Cii”- uciszam przerażona. Za to ona dalej: „Peppa jest różowa,
tak, jak ja. Ja też jestem różowa.” Słucham i własnym uszom nie wierzę. Czyli
sama sobie problem rozwikłała i nie muszę jej niczego wyjaśniać. „Zobacz!
Jestem różowa, jak Peppa!” „Tak-” przytaknęłam z radością. Wreszcie pozbyłam
się wyrzutów sumienia, że pozwalam jej regularnie oglądać świnkę Peppę. „A w
przedszkolu niektóre dzieci są różowe, a niektóre czarne-” podsumowała. Czyli
jednak zauważyła. Czyli jednak temat tabu nie jest w ogóle ani tabu, ani taki
zawiły jak dla nas dorosłych. Co my zrobiliśmy z tym światem? (I jak ja jej to
kiedyś wyjaśnię? Przykro nawet o tym mysleć.) Przecież to oczywiste i dziecinnie
proste – każdy ma swój odcień i tak już jest, po co robić z tego problem?
Prześlij komentarz