Chłodne
dni nie są dla nas przeszkodą do wychodzenia na zewnątrz, a jednego takiego
chłodnego dnia kilka tygodni temu wybrałyśmy się na wycieczkę do zoo w Gdańsku.
Trochę się nawet wahałam czy aby dobrze robię, bo i ja i Emi miałyśmy katar i
zastanawiałam się czy nie będziemy musiały zakończyć zwiedzania wcześniej. Jak
się pewnie domyślacie, wyszłyśmy zmuszone…. kiedy wybiła godzina zamknięcia. Z
nas dwóch, byłam bardziej rozczarowana, że musimy wychodzić.
Okazało się, że zimna pora
jest dobra na zwiedzanie ogrodu zoologicznego i ma swoje plusy:
- tańsze bilety, (Emi miała
wstęp darmowy, ja 15zł)
- przede wszystkim prawie
wcale nie ma wówczas zwiedzających, nie wspominając o tłumach.
Czasem zastanawiałam się czy
aby nie weszłyśmy do pomieszczenia, które nie jest przeznaczone dla
zwiedzających, bo nikogo tam nie było. Takie miejsca mają swój urok, bo możemy
się wówczas przenieść w zupełnie inne miejsca i poczuć np. jak w dżungli.
Przeżyłam nawet niezwykłą przygodę, kiedy weszłam do jednego z takich
pomieszczeń… Budynek wydał mi się dość mały, więc zostawiłam wózek przy wejściu
i postanowiłyśmy dalej sprawdzić co się kryje za szybami i obok nas. A wszystko
było niezwykłe, bo przeciskałyśmy się pod jakimiś egzotycznymi drzewami. Emi
zaczęła zaglądać do dziupli i norek ustawionych wzdłuż wejścia i zaczęłam się
obawiać czy nic się w nich nie ukrywa. Za szybami ewidentnie ukrywały się
groźne węże, pająki i tym podobne stworzenia budzące we mnie grozę. Pod nogami
stąpałyśmy w półmroku na jakichś nierównościach tej dżungli – drewna, gałązki,
piasek, w pewnym momencie na przejściu lał się strumyk wody. Poczułam, że
musimy wracać… Wróciłyśmy więc po wózek i… chciałam otworzyć drzwi, ale… wtedy
zauważyłam, że tam nie ma klamki! Ugięły mi się nogi, ale wzięłam kilka
głębokich oddechów i powtarzając sobie, że nie mogę panikować, wzięłam dziecko,
wózek i zaczęłyśmy podążać tą dżunglą na druga stronę w poszukiwaniu wyjścia.
Wyszłam stamtąd troszkę roztrzęsiona. Wystarczyło mi jednak jeszcze
odwagi, aby wejść do pozostałych pomieszczeń, chociaż żadne już nie wyglądało
tak, jak tamto.
Tak, zwiedzanie zoo jesienno-zimową
porą jest zupełnie inne niż porą letnią. Już od wejścia wyglądało ono trochę
jak opuszczone miejsce. Bary i restauracje są zamknięte, tak samo jak inne
dodatkowe atrakcje (małe zoo ze zwierzętami domowymi, park linowy, przejażdżki
konne, kolejka), chociaż nie czuję, że na tym straciłyśmy. Nikt nie weryfikował
biletów przy wejściu do parku z dinozaurami, którymi nikt też nie był nimi
zaciekawiony. Nie miałyśmy nawet na nie czasu. Od ok. 11:30 do 15:00 zdążyłyśmy
obejść całe zoo, zgodnie z trasą sugerowaną przez gospodarzy. Nie wystarczyło
by nam czasu na nic dodatkowego, ponieważ nawet ostatnie punkty trasy pokonałam
szybkim krokiem z Emi w wózku. W czasie całej wyprawy nie zatrzymywałyśmy się
nigdzie zbyt długo i ciągle byłyśmy na wyznaczonej trasie, więc te kilka godzin
wydaje mi się zdecydowanie za mało, aby zobaczyć wszystkie zwierzęta i jeszcze
skorzystać z dodatkowych atrakcji. Następnym razem przyjdziemy wcześniej, bo
już planujemy następne zwiedzanie. Aha, Emi najbardziej podobały się wilki, a
mnie żyrafy.
Prześlij komentarz