wtorek, 27 grudnia 2016

Wycieczka do Zoo poza sezonem letnim




Chłodne dni nie są dla nas przeszkodą do wychodzenia na zewnątrz, a jednego takiego chłodnego dnia kilka tygodni temu wybrałyśmy się na wycieczkę do zoo w Gdańsku. Trochę się nawet wahałam czy aby dobrze robię, bo i ja i Emi miałyśmy katar i zastanawiałam się czy nie będziemy musiały zakończyć zwiedzania wcześniej. Jak się pewnie domyślacie, wyszłyśmy zmuszone…. kiedy wybiła godzina zamknięcia. Z nas dwóch, byłam bardziej rozczarowana, że musimy wychodzić.

Okazało się, że zimna pora jest dobra na zwiedzanie ogrodu zoologicznego i ma swoje plusy:
- tańsze bilety, (Emi miała wstęp darmowy, ja 15zł)
- przede wszystkim prawie wcale nie ma wówczas zwiedzających, nie wspominając o tłumach.

Czasem zastanawiałam się czy aby nie weszłyśmy do pomieszczenia, które nie jest przeznaczone dla zwiedzających, bo nikogo tam nie było. Takie miejsca mają swój urok, bo możemy się wówczas przenieść w zupełnie inne miejsca i poczuć np. jak w dżungli. Przeżyłam nawet niezwykłą przygodę, kiedy weszłam do jednego z takich pomieszczeń… Budynek wydał mi się dość mały, więc zostawiłam wózek przy wejściu i postanowiłyśmy dalej sprawdzić co się kryje za szybami i obok nas. A wszystko było niezwykłe, bo przeciskałyśmy się pod jakimiś egzotycznymi drzewami. Emi zaczęła zaglądać do dziupli i norek ustawionych wzdłuż wejścia i zaczęłam się obawiać czy nic się w nich nie ukrywa. Za szybami ewidentnie ukrywały się groźne węże, pająki i tym podobne stworzenia budzące we mnie grozę. Pod nogami stąpałyśmy w półmroku na jakichś nierównościach tej dżungli – drewna, gałązki, piasek, w pewnym momencie na przejściu lał się strumyk wody. Poczułam, że musimy wracać… Wróciłyśmy więc po wózek i… chciałam otworzyć drzwi, ale… wtedy zauważyłam, że tam nie ma klamki! Ugięły mi się nogi, ale wzięłam kilka głębokich oddechów i powtarzając sobie, że nie mogę panikować, wzięłam dziecko, wózek i zaczęłyśmy podążać tą dżunglą na druga stronę w poszukiwaniu wyjścia. Wyszłam stamtąd troszkę roztrzęsiona. Wystarczyło mi jednak jeszcze odwagi, aby wejść do pozostałych pomieszczeń, chociaż żadne już nie wyglądało tak, jak tamto.

Tak, zwiedzanie zoo jesienno-zimową porą jest zupełnie inne niż porą letnią. Już od wejścia wyglądało ono trochę jak opuszczone miejsce. Bary i restauracje są zamknięte, tak samo jak inne dodatkowe atrakcje (małe zoo ze zwierzętami domowymi, park linowy, przejażdżki konne, kolejka), chociaż nie czuję, że na tym straciłyśmy. Nikt nie weryfikował biletów przy wejściu do parku z dinozaurami, którymi nikt też nie był nimi zaciekawiony. Nie miałyśmy nawet na nie czasu. Od ok. 11:30 do 15:00 zdążyłyśmy obejść całe zoo, zgodnie z trasą sugerowaną przez gospodarzy. Nie wystarczyło by nam czasu na nic dodatkowego, ponieważ nawet ostatnie punkty trasy pokonałam szybkim krokiem z Emi w wózku. W czasie całej wyprawy nie zatrzymywałyśmy się nigdzie zbyt długo i ciągle byłyśmy na wyznaczonej trasie, więc te kilka godzin wydaje mi się zdecydowanie za mało, aby zobaczyć wszystkie zwierzęta i jeszcze skorzystać z dodatkowych atrakcji. Następnym razem przyjdziemy wcześniej, bo już planujemy następne zwiedzanie. Aha, Emi najbardziej podobały się wilki, a mnie żyrafy.

0 comments:

Prześlij komentarz