Zjawisko
używania dwóch języków w jednym zdaniu zdarza się dwujęzycznym i wielojęzycznym
osobom często i jest całkiem normalne, czyli mieści się w standardach ogólno
przyjętych zasad używania języków. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy granice Polski
były zamknięte i niełatwo było o wyjazdy zagraniczne, kiedy już ktoś przyjechał
np. z USA i zdarzało mu się wtrącać
wyrazy i wyrażenia anglojęzyczne do zdań w języku polskim, było to potocznie
uznawane za celowe. Tak, wtedy chyba każde dziecko miało jakiegoś tam
znajomego, który gdzieś tam był albo bywał na wakacjach i po kilku miesiącach
wracał zapominając o języku polskim! Ach, przecież to było marzenie każdego z
nas, więc jego obcobrzmiące wyrazy i to ciekawie akcentowane były rzeczywiście
godne zazdrości :)
W pewnym momencie i ja stałam
się takim dzieciakiem, więc doskonale wiem jak to jest i to z obydwóch perspektyw.
Wracasz po kilku miesiącach z zagranicy, gdzie komunikowałaś się i myślałaś tylko
w języku angielskim, chodziłaś do szkoły, na zajęcia, do sklepu i miałaś
przyjaciół, aż tu nagle jesteś przeniesiona w inny świat i w przeciągu kilkunastu
godzin masz się całkiem odciąć od tego wcześniejszego świata. Niemożliwe lingwistycznie
i mentalnie, a przynajmniej nie tak od razu. Nadal myślisz jeszcze po angielsku
i wtrącasz często wyrazy obce w zdaniach, frustrując się. Koleżanki odbierają
to jako prestiż (pamiętajcie, marzenie każdego) i żartują sobie z tego czy
komentują na swój sposób. W końcu zdarza się to coraz rzadziej, bo się
adaptujesz.
A teraz przenieśmy się do
obecnych czasów i pomyślmy jak to jest z kilkulatkiem, który operuje dwoma
językami na co dzień, od urodzenia. Jest to (dwujęzyczność symultaniczna) też o
wiele częstszy przypadek niż ten opisany powyżej. Przy obecnym swobodnym
przepływie migracyjnym Polaków, przynajmniej w Europie, znacząco podwyższyła
się liczba dzieci dwujęzycznych i świadomość przeciętnego Polaka o
dwujęzyczności, czy w ogóle o językach obcych. Tego nie musimy dowiadywać się
ze statystyk, wystarczy zaobserwować swoich krewnych i znajomych.
Wracając do tematu
dwujęzycznego kilkulatka, wydawało by się, że ciągłe żonglowanie między dwoma
językami jest męczące i sprawia dziecku dodatkową trudność w nauce ogólnie, jeśli
nie tylko języków. Cóż, ogólnie badania dowodzą inaczej. Dodatkowo, u takich maleństw
występuje typowo mieszanie tych języków, czyli wypowiadanie zdań typu: „I like
babcia.” Przyznam, że dla mnie, jako rodzica, ten etap dziecka to męczarnia. Nieco
przed ukończeniem trzeciego roku życia Emi,
zauważyłam, że ona świetnie rozróżnia i umie nazywać języki, którymi
operuje. Z resztą po etapie przebywania w anglojęzycznym środowisku, zaczęła
wówczas preferować język angielski i wymagać ode mnie porozumienia się nim
długo potem, kiedy wróciliśmy do Polski. Byłam bardzo zadowolona, bo mieszanie
języków było za nami, a mnie ono wyjątkowo męczy. Po kilku miesiącach
przebywania w Polsce i porozumiewania się po polsku i angielsku, mieszanie
naturalnie jednak powróciło, choć jest ono już inne: teraz po prostu zdarza się
nagle zdanie polskie w konwersacji po angielsku, albo odwrotnie. Zdarzają się
też wtrącenia wyrazów polskich w zdania angielskie i odwrotnie. Czasem, kiedy
po moim pytaniu w danym języku, Emi odpowiada w innym, udaję, że nie usłyszałam
dobrze i proszę o powtórzenia, a ona wtedy odpowiada w drugim języku. Dowodzi
to, że doskonale rozróżnia języki i potrafi je używać celowo. To na etapie
trzylatka, czyli wszystko w normie.
Doświadczenie z Emi nauczyło
mnie, oprócz tego, że teoria lingwistyczna prawidłowo opisuje to zjawisko,
także, że jeśli nie chcemy by dziecko używało dwóch języków na raz, musimy
jeden z nich znacząco ograniczyć. Na przykład jeśli bym mieszkała w Wielkiej
Brytanii, ograniczyłabym używanie języka polskiego, na rzecz angielskiego,
dlatego, że będzie on naturalnym narzędziem komunikowania się i dziecko będzie
się dobrze czuło, widząc wielokulturowość, ale i przynależność rodziców do tej wielokulturowości.
Tak, jak opisałam na początku, nigdy nie wyeliminujemy wtrącania wyrazów z
drugiego języka do zdań przy używaniu dwóch lub kilku języków na porządku
dziennym, czyli trzeba będzie to uznać za normalne, ale możemy u dziecka (kilkuletniego)
zmniejszyć daleko idące interferencje dobrze planując jego naukę języków.
Zawsze mamy jeden język wiodący i warto się zastanowić, który z nich jest w
danej chwili wiodącym u dziecka. Ten język oczywiście może się zmieniać w
przeciągu kolejnych lat.
Ponieważ mieszkamy w Polsce,
nasz trzylatek mówi w większości po polsku, bo codziennie obserwuje sytuacje (w
sklepie, na poczcie itd.) i uczestniczy w nich w większości posługując się
właśnie językiem polskim. Tym razem wyszło na to, że ja musiałam się dostosować
i w domu też nie mogę sobie spokojnie mówić po angielsku. Oczywiście większość
czasu i tak zapominam, że obowiązuje mnie polski i pewnie z perspektywy Emi to
ja mieszam języki, bo zaczynam mówić po angielsku kiedy obowiązuje polski. Za
to kiedy wychodzimy na zewnątrz, często słyszę: „Teraz mówimy po polsku.” I
wtedy automatycznie wiem, że mam myśleć po polsku i nie mieszam.
Prześlij komentarz