Zrób to sam
Kiedyś nie byłam zadowolona z tego, że moi rodzice ciągle gotowali w
domu posiłki, przygotowywali wiele przetworów i pracowali nad wieloma innymi
produktami, które można było po prostu kupić i nie było zbyt drogo, nie aż tak, jak
teraz. Zawsze padało tłumaczenie, że przecież „takiego nie kupisz.” I jeśli
wydawało mi się, że było tego za wiele, teraz mam wrażenie, że nie, kiedy
czytam liczne reklamy książek DIY (zrób to sam) i o życiu i byciu eko itd. Moi
rodzice wcale nie byli pod tym względem zwariowani, bo w końcu nie posiadali
nigdy nawet maszyny do szycia, nie piekliśmy regularnie pieczywa,
kupowaliśmy różne przetwory, a tym bardziej kosmetyki itp.
Jabłko nie padło
daleko od jabłoni, chociaż mnie nie wydaje się (jeszcze), że to to, albo po
prostu lubię, jak większość ludzi, udowadniać jak wiele osiągnęłam. Wracając do
jabłka, sama zorientowałam się ile dobrego daje natura i, że „tego nie da się
kupić,” bo albo jest niedostępne, albo trudno dostępne, albo bardzo drogie. Podobnie ma się rzecz z DIY. Dlaczego mam
płacić za coś, co mogę sobie zrobić sama i to jeszcze czerpać z tego radość
albo i być zdrowsza w przypadku użytkowania naturalnych kosmetyków itp.
Tak więc zaczęłam
proces przejścia na eko i DIY, a wszystko odbywało się stopniowo, ale ze
zdwojoną motywacją i siłą od narodzin Emi. Zaczęłam wszystkie posiłki
przygotowywać w domu, oczywiście w większości z produktów eko. Szybko zaczęłam
zauważać, że pochłania mi to sporo czasu (min. ok. 2,15h dziennie). A miało być
to takie szybkie i proste. Wyrzuciłam większość kosmetyków i detergentów do
prania, mycia i czyszczenia. Regularnie robię delikatny peeling/proszek do
twarzy z siemienia i płatków, czasem również wywary ziołowe do mycia włosów, do
twarzy albo kąpieli. Stwierdziłam z zaskoczeniem, że przygotowywanie takich
produktów także jest czasochłonne (ok. 10 minut dziennie), a na pewno zajmuje
więcej niż zakupienie raz na pół roku określonego produktu i używanie go już
według potrzeb kiedy jest pod ręką. Często produkty naturalne muszą być
najpierw przygotowane i mają mały okres przydatności. Często czyszczę w domu i
przygotowywanie detergentów do takiego mycia to ok.5 min dziennie). Przez
nieużywanie suszarki do prania, spędzam dodatkowe 5 minut dziennie na wieszaniu
prania. Dbam też o własne warzywa – ok. 5 minut dziennie. Te kilka podstawowych
czynności, nie licząc mycia naczyń, robienia zakupów i wielu innych zwykłych
codziennych czynności, zajmuje mi ok. 20h tygodniowo.
Trudno mi sobie
wyobrazić, abym do tego mogła dodać regularne robienie większości podstawowych
kosmetyków (tusze, cienie, kremy, mydła), szycie, prowadzenie ogródka
warzywnego, przygotowywanie wszystkich przetworów, deserów itd. Wtedy stało by się to po prostu etatem, albo i dwoma… tyle, że bez wypłaty. I tu
przychodzi mi na myśl drugi zachwalany aspekt zrób to sam, czyli, że będzie
taniej. Nie wyjdzie taniej, jeśli przesadzimy, bo wówczas staniemy się
niewolnikami DIY, a to może być tak samo groźne jak konsumpcjonizm. Skrajność w
żadną stronę nie przynosi niczego dobrego.
Prześlij komentarz