niedziela, 7 maja 2017

DIY



Zrób to sam
Takie to łatwe, szybkie i proste?
Kiedyś nie byłam zadowolona z tego, że moi rodzice ciągle gotowali w domu posiłki, przygotowywali wiele przetworów i pracowali nad wieloma innymi produktami, które można było po prostu kupić i nie było zbyt drogo, nie aż tak, jak teraz. Zawsze padało tłumaczenie, że przecież „takiego nie kupisz.” I jeśli wydawało mi się, że było tego za wiele, teraz mam wrażenie, że nie, kiedy czytam liczne reklamy książek DIY (zrób to sam) i o życiu i byciu eko itd. Moi rodzice wcale nie byli pod tym względem zwariowani, bo w końcu nie posiadali nigdy nawet maszyny do szycia, nie piekliśmy regularnie pieczywa, kupowaliśmy różne przetwory, a tym bardziej kosmetyki itp.

Jabłko nie padło daleko od jabłoni, chociaż mnie nie wydaje się (jeszcze), że to to, albo po prostu lubię, jak większość ludzi, udowadniać jak wiele osiągnęłam. Wracając do jabłka, sama zorientowałam się ile dobrego daje natura i, że „tego nie da się kupić,” bo albo jest niedostępne, albo trudno dostępne, albo bardzo drogie.  Podobnie ma się rzecz z DIY. Dlaczego mam płacić za coś, co mogę sobie zrobić sama i to jeszcze czerpać z tego radość albo i być zdrowsza w przypadku użytkowania naturalnych kosmetyków itp.

Tak więc zaczęłam proces przejścia na eko i DIY, a wszystko odbywało się stopniowo, ale ze zdwojoną motywacją i siłą od narodzin Emi. Zaczęłam wszystkie posiłki przygotowywać w domu, oczywiście w większości z produktów eko. Szybko zaczęłam zauważać, że pochłania mi to sporo czasu (min. ok. 2,15h dziennie). A miało być to takie szybkie i proste. Wyrzuciłam większość kosmetyków i detergentów do prania, mycia i czyszczenia. Regularnie robię delikatny peeling/proszek do twarzy z siemienia i płatków, czasem również wywary ziołowe do mycia włosów, do twarzy albo kąpieli. Stwierdziłam z zaskoczeniem, że przygotowywanie takich produktów także jest czasochłonne (ok. 10 minut dziennie), a na pewno zajmuje więcej niż zakupienie raz na pół roku określonego produktu i używanie go już według potrzeb kiedy jest pod ręką. Często produkty naturalne muszą być najpierw przygotowane i mają mały okres przydatności. Często czyszczę w domu i przygotowywanie detergentów do takiego mycia to ok.5 min dziennie). Przez nieużywanie suszarki do prania, spędzam dodatkowe 5 minut dziennie na wieszaniu prania. Dbam też o własne warzywa – ok. 5 minut dziennie. Te kilka podstawowych czynności, nie licząc mycia naczyń, robienia zakupów i wielu innych zwykłych codziennych czynności, zajmuje mi ok. 20h tygodniowo.

Trudno mi sobie wyobrazić, abym do tego mogła dodać regularne robienie większości podstawowych kosmetyków (tusze, cienie, kremy, mydła), szycie, prowadzenie ogródka warzywnego, przygotowywanie wszystkich przetworów, deserów itd. Wtedy stało by się to po prostu etatem, albo i dwoma… tyle, że bez wypłaty. I tu przychodzi mi na myśl drugi zachwalany aspekt zrób to sam, czyli, że będzie taniej. Nie wyjdzie taniej, jeśli przesadzimy, bo wówczas staniemy się niewolnikami DIY, a to może być tak samo groźne jak konsumpcjonizm. Skrajność w żadną stronę nie przynosi niczego dobrego.

0 comments:

Prześlij komentarz