niedziela, 13 sierpnia 2017

Mit o wspaniałych mocach native speakera

Czy tylko native speaker może być dobrym wzorem językowym?

Przereklamowane w Polsce hasło „native speakera” świetnie działa, ale przede wszystkim w reklamie. Aż się sama dziwię, ale w praktyce nie spotkałam się ani z jedną niezwykle pochlebną opinią pracy native speakera (w Polsce, gdzie się tym hasłem operuje za dużo według mnie), a dosłownie setkami uwag negatywnych (w szkołach państwowych aż po studia włącznie i szkołach prywatnych). To może szokować, bo dziwi nawet mnie, człowieka, który zna biznes nauki języków obcych od środka. Oczywiście powodów takiej sytuacji jest bardzo wiele, a ja dziś zastanowię się nad kilkoma i mam nadzieję rozwieję Wasze wątpliwości. Oczywiście moje rozważania nie dotyczą żadnego konkretnego przypadku i zawsze od reguły będą zdarzać się odstępstwa*. Aha, no i dodam, że osobiście mogłabym wystawić pozytywną opinię przynajmniej kilku takim osobom, które można by ogólnie nazwać native speaker.

Kim jest „native speaker”?
Myślę, że przez naiwność i nieznajomość tzw. świata, w Polsce definicję tę potocznie upraszcza się do osoby, dla której dany język będzie językiem ojczystym. W rzeczywistości, definicja ta jest bardziej rozwinięta i wyrażenie to odnosi się także do osób (dwu i wielojęzycznych), dla których jest to pierwszy język. Zatem, z definicji, miejsce urodzenia nie musi mieć dla native speakera znaczenia. Wszystko zależy od tego, jak się taki człowiek wychował kulturowo.

W czym native speaker jest lepszy?
W niczym J
Po prostu, może być i nie musi, to zależy od człowieka…
Ogólnie mówiąc, w większości przypadków będzie miał, jak to się potocznie mówi, lepszą wymowę, bo z językiem, którego uczy ma styczność od dzieciństwa. W zależności od tego, w jakiej rodzinie i kulturze się wychowywał powinien też mieć dużą znajomość kulturową tego języka.
I chyba na tym kończą się przypuszczalne zalety native speakera, jako nauczyciela, mentora czy po prostu wzór językowy i kulturowy dla uczącego się.
Co jeśli nie native speaker?
Teraz muszę wspomnieć, że powyższe zalety może mieć i osoba, dla której dany język jest językiem drugim. Dlaczego? To proste, osoba dwujęzyczna jeśli wychowuje się w dwóch kulturach, obie zna tak samo dobrze, a to, który z języków jest pierwszy, a który drugi nie ma w ogóle znaczenia. Wiem, z własnego doświadczenia. Nie raz mój język ojczysty (czyli ten, którego byłam/jestem native speakerem) nie brzmiał dla mnie jak ojczysty. To kwestia tego, z którą kulturą w danym czasie bardziej się utożsamiamy i mamy styczność. Oczywiście dla zdecydowanie dużej grupy (jeśli nie większości) osób dwujęzycznych, pierwszy język będzie tym najważniejszym przez całe życie i ich granice kulturowe nie będą aż tak elastyczne. Będzie się tak działo m.in. z powodu, dla którego używają drugi język. Dla osoby, która drugiego języka używa w pracy i sytuacjach formalnych (u lekarza, w urzędzie), ale poza tym w czasie wolnym i w domu używa wyłącznie swojego pierwszego języka, ten drugi język jest tylko narzędziem komunikacji i nie ma z nim powiązania emocjonalnego czy kulturowego w bliskim stopniu. Nam ciężko sobie wyobrazić to, że nie native speaker może być lepszy językowo, bo dominuje u nas jednokulturowość, albo taka mentalność.  
Profesjonalisty nie zastąpi nikt
Jeśli uczyliście się np. języka po okiem profesjonalisty, to chyba sami po pewnym czasie dojdziecie do wniosku, że samo hasło „native speaker” w niczym Wam nie pomoże. Porządny nauczyciel w dużym zakresie znaczeniowym tego słowa, powinien m.in.
- umieć:
odpowiednio określić Wasz poziom, cele nauczania, zainteresowania i dobierać na tej podstawie odpowiednie materiały do nauki, techniki, metody.
Jeśli uczenie się pod okiem native speakera przynosi pożądane wyniki, to znaczy, że tak właśnie być powinno.
Niestety spotkałam się z opiniami na temat osób, którzy wykorzystują sam fakt, że urodzili się i wychowali np. w kraju anglojęzycznym, a do Polski przyjeżdżają bo np.:
- chcą zwiedzić różne regiony i jest to dla nich jeden z krajów, przez który przejeżdżają, a akurat łatwo mogą sobie zarobić na te podróże ucząc swojego języka,
- nie mają pracy w swoim kraju (brak umiejętności?),
- chcą ciekawie spędzić czas w Polsce, gdzie utrzymanie jest tańsze niż w ich kraju,
- młodzi ludzie chcą zdobyć jakieś doświadczenie i zwiedzić region.
Nie podam tutaj innych, wydaje mi się skrajnych przypadków, o których z resztą można czasem w mediach poczytać, z powodu przykrych incydentów albo przestępstw.
Ufam, że zdecydowana większość ludzi czy to native speakerzy czy nie, wykonują swoją pracę rzetelnie, ale samo hasło „native speaker” zostało w Polsce tak eksploatowane, że powinniśmy być czujni, bo może być ono niestety wykorzystane jako przynęta...
Na koniec chciałabym powiedzieć o kraju, w którym edukacja stoi na najwyższym poziomie na świecie, a gdzie nigdy nie słyszałam, żeby ktoś reklamował swoje usługi czy umiejętności hasłem „native speaker,” bo być „native speakerem” to po prostu za mało. Tak, to Stany Zjednoczone. Tu liczą się umiejętności, które przekładają się na efekty w pracy.   

*Wspomnę, że zazwyczaj potrzebujecie konkretnej konsultacji specjalisty, aby mieć pewność, że prawidłowo postępujecie dokonując wyborów w odniesieniu do swoich sytuacji.
0 comments:

Prześlij komentarz