Słowo roku, a właściwie
na pewno dekady.
Tak, „dwujęzyczność”
jest w modzie i coraz częściej w tym kraju słyszę to hasło odmienione na
wszystkie sposoby. Tak to właśnie jest: kiedy się na czymś skoncentruję, to coś
od razu staje się modne J albo przynajmniej po jakimś czasie.
W tym poście
przedstawiam Wam moje obserwacje na temat przyczyn i podstaw rozwijania się dwujęzyczności
u Polaków.
Mamy coraz więcej przedszkoli
i szkół dwujęzycznych. Jeszcze parę czy to już kilka dekad temu, dwujęzyczne
dzieci w Polsce były rzadkimi przypadkami, a szkoły dwujęzyczne jeszcze
bardziej, nie wspominając o przedszkolach. W ogóle rzadko kto uczył się
przecież języka obcego jako dziecko w wieku przedszkolnym, a co dopiero jako drugiego!
Pragnę też przypomnieć tym, którzy zapominają z jakimi dobrodziejstwami mamy do
czynienia na co dzień, że granice naszego kraju były zamknięte, a każdorazowy
wyjazd nawet do krajów Europy Zachodniej wiązał się z formalnościami i
pozwoleniami. Nie wyjeżdżaliśmy więc masowo za granicę ani zwiedzać, ani się
uczyć czy po prostu żyć…
Zajęcia języka obcego,
którym jeszcze z początku lat 90tych był głównie rosyjski, i tak rozpoczynało
się od klasy czwartej, o ile dobrze pamiętam. Szczęśliwcy, których rodzice
zapisali na kursy prywatne zaczynali oczywiście wcześniej i mogli się uczyć innego
języka, np. angielskiego. Należąc do tej właśnie grupy, a będąc jeszcze w takim
wieku, z którego się wiele nie pamięta, nie byłam świadoma tego jaki wpływ wkrótce
ten język będzie miał na moje życie.
(Prawie) z dnia na
dzień stałam się osobą dwujęzyczną, kosmopolitką, uczącą się w USA i w Polsce,
spędzając odpowiednio część roku tu, a część tam… Jako dwujęzyczna nastolatka, nie byłam jednak
całkiem odosobniona, bo znałam w polskiej szkole kilka podobnych właśnie
przypadków. Dwujęzyczność zmieniła moje życie, ale w niczym mi nie
przeszkodziła, ani niczego nie utrudniła. Odwrotnie, ułatwiła mi zrozumienie o
wiele więcej niż wcześniej.
Za to utrudnieniem
było dla mnie brak możliwości studiowania w języku angielskim w Polsce – na
przełomie lat 1999/2000 możliwości studiowania w tym języku były bliskie zeru,
ponieważ w Polsce zwykle językiem wykładowym był polski. Istniały co prawda
nieliczne prywatne uczelnie proponujące zajęcia w języku angielskim, np.
amerykańska szkoła wyższa w Warszawie.
Kolosalne zmiany
nastąpiły po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, kiedy mogliśmy już
swobodnie, chociaż nie tak od razu wszędzie, studiować i pracować… A polskie
instytucje, w tym szkoły, otrzymały dotacje na kierunki, np. w języku
angielskim, wprowadzono język obcy od klas najmłodszych, dotowano wyjazdy
zagraniczne uczniów, studentów, staże i wiele innych. Otwarły się możliwości,
których ja nie miałam jako dziecko i nigdy bym nie miała, gdyby nie wsparcie
rodziny. Było po prostu nie fair, bo nie każdy miał podobne szanse w edukacji,
pomimo chęci. Oczywiście, krytycy wytchną, że nadal szanse nie są równe, ale są
przynajmniej równiejsze. Na studia w Londynie czy Paryżu, aplikuję na takich
samych prawach jak inni obywatele EU. Mogę wyjechać na wymianę, staż i dostanę
na to fundusze… Nie mogę nie docenić takich możliwości i ich nie zauważyć, bo
jako dziecko i nastolatka ich nie miałam, czego nie może powiedzieć obecna
młodzież. I wiem (jakby to powiedzieć…, z informacji z pierwszej ręki), że to
docenia i wykorzystuje, stając się coraz lepsza w językach obcych, a coraz
większa część jest nawet dwujęzyczna.
Prześlij komentarz